czwartek, 14 października 2010

Trzy grosze: Dziennikarze, uczcie się języka polskiego!

Od dawna poloniści tłumaczą uczniom, że telewizja, radio czy nawet prasa nie są wzorcem języka, który powinniśmy naśladować. Słowem - od dawna nie było w tej materii dobrze, ale ostatnio  żurnaliści przechodzą samych siebie, a stopień ogólnego schamienia języka mediów - staje się alarmujący.

Z bardzo nielicznymi wyjątkami - właściwie zaprzestano stosowania form grzecznościowych w mediach. Osoby publiczne wymieniane w tekstach prasowych, wymieniane są jedynie z nazwiska, słowem - czytamy: "Tusk odwiedził...", "Kaczyński powiedział...", "Komorowski wygłosił...", "Kopacz poparła" itd.  Tak się składa, że niezależnie od sympatii czy antypatii politycznych, język polski oraz dobre wychowanie - nakładają w takim przypadku, pewne normy. Słowem przed nazwiskiem osoby publicznej, naukowca, duchownego... stawiamy stosowny tytuł, a więc powinniśmy pisać "Premier Tusk, Prezydent Komorowski, prezes Kaczyński, Pani minister Kopacz itd.". Niby drobiazg językowy, ale świadczący o braku podstawowej wiedzy o języku wśród osób, które żyją z wykorzystywania tegoż języka, jako podstawowego narzędzia swojej codziennej pracy.

Dotyczy to również zwracania się do różnych osób po imieniu lub protekcjonalnym "panie Janku", co wygląda wyjątkowo żenująco. Na przykład, gdy 20-kilku letnia, początkująca dziennikarka, przeprowadzając wywiad z profesorem, rektorem znanej uczelni, zwraca się do niego "panie Tomku". Po prostu językowy i kulturalny dramat!

Żeby było ciekawiej, powyższe zachowania wynikają z bardzo błędnego przekonania, że jest to takie "nowoczesne" oraz, że w krajach anglojęzycznych mówi się do wszystkich "per ty". Nic bardziej błędnego! Wiele razy gościłem "na Wyspach" i ani razu nikt obcy nie zwracał się tam do mnie "per ty". Znajomi Amerykanie, podczas wizyty w Polsce, byli zaskoczeni tą poufałą formą! Więc nie wiem skąd czerpiemy takie "wzory"? W językach romańskich, w języku niemieckim, w języku rosyjskim - nadal, zwracając się do obcej osoby, używa się formy grzecznościowej z użyciem liczby mnogiej - a więc formy, która w Polsce zaginęła gdzieś w mrokach II Wojny Światowej! Słowem, ani Anglosasi, ani nasi europejscy sąsiedzi, ani nawet nowocześni Japończycy (w Japonii formy grzecznościowe są niezwykle ważne i skomplikowane) nie muszą być tak "językowo nowomodni" jak my - Polacy.

Powstaje więc, po raz kolejny, pytanie: skąd czerpiemy takie "wzorce" językowe? Chyba jedynie z tanich filmów o życiu amerykańskiego półświatka przestępczego na przedmieściach wielkich aglomeracji. Jeśli tak, to gratuluję!

Nawet w Internecie, poważna osoba/pracownik poważnej firmy - nigdy nie pisze do nas "per ty", ani "Siema! Witam! Hejka! Hi! Yo man! itd.", tylko "Szanowna Pani!", "Szanowny Panie!", "Dear Sir," a pod listem nie pisze "Pozdrawiam", tylko: "Z poważaniem,", "Z wyrazami szacunku," itd. To samo dotyczy stosowania anglosaskiej notacji powitania zakończonego przecinkiem, na zasadzie "Dear Sir,". W języku polskim, po powitaniu stawia się wykrzyknik, słowem: "Szanowny Panie!", a nie "Szanowny Panie,".

Po okresie PRL-u, w którym to ster - w tym kulturalny - starały się przejąć osoby z tzw. dołów społecznych, nasze schamienie - jako społeczeństwa - posunęło się do tego stopnia, że wiele osób, stosując prawidłowe formy grzecznościowe, ma uczucie wstydu (sic!) lub zażenowania. O wiele łatwiej, przychodzi nam postawa prostaka z nizin społecznych, aniżeli człowieka, po którym widać, że jednak otrzymał - choćby minimalne - wychowanie w domu rodzinnym. Czas z tym skończyć! Bo to właśnie jest powód do wstydu, tak naprawdę. Tu właśnie, znacząco odstajemy od otaczających nas narodów.

To samo dotyczy elementarnego mylenia pojęć i używania określonych terminów w sposób całkowicie niewłaściwy. Na przykład: coraz częściej czytamy, że tyle to a tyle osób... "zmarło w wypadku". Otóż nie, Moi Drodzy Redaktorzy - w języku polskim, w wypadku się GINIE (generalnie w wypadku, na wojnie, w wyniku morderstwa - słowem tragicznie - zawsze się ginie, a nie umiera). I rzecz jasna na odwrót - ze starości, na grypę czy nowotwór się umiera, a nie ginie! Bardzo często spotyka się też tragiczne, niegramatyczne tłumaczenia tekstów fachowych (z dowolnej dziedziny), świadczące jedynie o tym, że osoba przygotowująca dany przekład nie miała pojęcia na temat, o którym dany tekst traktuje. Cóż, niegdyś dziennikarz ekonomiczny musiał być z wykształcenia ekonomistą, dziennikarz zajmujący się historią musiał być historykiem, a dziennikarz piszący o kwestiach technicznych, musiał mieć wykształcenie techniczne. Dziś dziennikarzem może być każdy, kto "fajnie pisze lub mówi" w subiektywnej ocenie red.nacz. lub nawet innego dziennikarza, więc poziom merytoryczny wielu mediów spadł dramatycznie, a co za tym idzie, również ich poziom językowy i kulturalny.

To samo dotyczy języka reklam emitowanych przez media (choć za ten język nie odpowiadają najczęściej dziennikarze). Tu nagminne jest zwracanie się "per ty" oraz skrajnie chamskie zagrywki, w rodzaju "Nie przegap naszej oferty!" czy "Nie dla idiotów".

Czy my, odbiorcy mediów musimy bezwarunkowo tolerować taki stan rzeczy? Otóż nie. Wysyłanie e-maili, czy też tradycyjnych listów i zwracanie uwagi, dość często działa i jest warte poświęcenia tej odrobiny czasu. Wszak to my sami decydujemy, czy chcemy żyć w kulturalnym rynsztoku, czy może jednak niekoniecznie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz