środa, 13 października 2010

Polityka: neototalitaryzm - obronimy Cię przed... Tobą samym!

Nie chcę Was zanudzać, Drodzy Czytelnicy tego bloga, w związku z tym przejdę od razu do sedna, korzystając z pewnego pretekstu, którym stał się ten oto, dzisiejszy artykuł:

"Apple patentuje automatycznego cenzora"

W zasadzie jest to pretekst dobry jak każdy inny, żeby poruszyć temat, który coraz bardziej natarczywie wdziera się do naszego życia. W zasadzie nie tylko go poruszyć, ale także zadać sobie podstawowe pytanie - czy sprzeciwiając się regułom społecznym, jakie obowiązywały w tzw. Bloku Wschodnim, a więc i w PRL-u, naprawdę chcieliśmy żyć w takim "wolnym" Świecie, w jakim żyjemy dzisiaj i jaki zapowiada nam się w najbliższej przyszłości?

Jak ktoś to pięknie napisał w komentarzu pod wskazanym powyżej tekstem, mieliśmy wówczas nadzieję, że walczymy o to, aby nasze dzieci i wnuki nie musiały żyć w takich ponurych, pełnych lęku i niepokoju realiach, w których przyszło żyć mojemu pokoleniu, w czasach, gdy sami byliśmy bardzo młodzi.

Tymczasem okazuje się, że coraz częściej zarówno międzynarodowe korporacje, jak i rządy państw uznawanych dotychczas za wolne i demokratyczne, usiłują nam wmawiać, iż tak bardzo troszczą się o nasze - czy też naszych pociech - bezpieczeństwo, że w tej trosce muszą nam odciąć dostęp do wybranych rodzajów informacji, czy też po prostu informację, która do nas dociera przynajmniej - ocenzurować.

W chwili, w której zburzono legendarny budynek przy ul. Mysiej w Warszawie, odetchnąłem. Dla mnie i zapewne dla wielu innych Polaków, był to symbol, że "te czasy" mamy już za sobą. Że wolny człowiek, będzie mógł korzystać z tych informacji, z których zechce, w taki sposób, w jaki będzie mu to odpowiadało, pod warunkiem, że nie naruszy dobrego imienia lub podstawowych praw innych ludzi. Proste, przejrzyste i jakże uczciwe.

Niestety jednak, Świat na naszych oczach ulega niezbyt ciekawej zmianie. Pod pretekstem zagrożenia terroryzmem, pedofilią czy innymi niebezpieczeństwami, które przecież każdego z nas dotykają co najmniej tak często, jak wypadki drogowe (sprawdźcie statystyki - ile ludzi zginęło/ginie w tych wypadkach i porównajcie to ze "żniwem" terroryzmu czy częstotliwością ataków pedofilskich - będziecie zaskoczeni, gwarantuję!) - wprowadza się różne "udogodnienia", które mają dbać o nasze życie i zdrowie.

Tak więc mamy: "skanery ciała" na lotniskach (nie do końca bezpieczne dla zdrowia, brutalnie łamiące prawo do intymności), mamy zakazane koszulki (tak, to nie żart), mamy kamery CCTV, mamy tzw. retencję danych, mamy w końcu notoryczne próby wprowadzania kontroli ruchu w Internecie oraz.. cenzurę SMS-ów - pomysł opatentowany przez Apple - o czym właśnie traktuje wskazany powyżej artykuł. Co nas jeszcze czeka? Implanty z unikalnym ID i możliwością śledzenia naszego położenia 24/7 - oczywiście w trosce o to, aby można nas było odszukać gdy się zgubimy w lesie lub porwą nas kos... to znaczy terroryści oczywiście, co jeszcze? Technicznie te implanty już istnieją, podobnie jak skanery fal mózgowych, które mają oceniać, czy wsiadając do samolotu nie mamy "złych myśli" - tak, to wszystko to nie jest już SF, choć brzmi dziwnie dla większości z nas.

Teraz wyobraźmy sobie, że - podobnie jak to miało miejsce w latach 30 XX wieku, w jak najbardziej demokratycznych wyborach władzę przejmie ugrupowanie klasy NSDAP. Co się wówczas będzie działo, gdy już wcześniej zostaną wprowadzone te wszystkie cudowne mechanizmy, dbające o nasze - oczywiście - bezpieczeństwo? Zgadnijcie Moi Drodzy, co się stanie... prawdę mówiąc, strach nawet o tym myśleć.

Zdecydowanie jestem zdania, że w podstawowym zakresie, każdy z nas powinien sam decydować o sobie, o tym co czyta, a czego nie oraz nawet o tym, co czytają nasze dzieci, a czego nie. Coraz częściej zresztą lansuje się model "przejmowania" praw rodzicielskich przez państwa, które jednocześnie nie kwapią się do przejmowania kosztów utrzymania od rodziców przynajmniej w tym samym stopniu.

Coraz częściej "wytrychem" do wprowadzania kontroli czy ograniczeń jest mityczny "pedofil" (którego prawie nikt nie widział, zupełnie jak terrorysty, ale który JEST groźny z samej definicji). Co ja o tym myślę? Otóż uważam, że dzieci powinny być świadome tego, czym jest ten Świat. Świadome, że nie jest on ani "różowy", ani bezbolesny, ani tym bardziej wyłącznie piękny. Że ma całą masę stron brzydkich, obleśnych i mrocznych. Dziecko powinno wiedzieć, co należy robić, jak należy reagować, jeśli uzbierają się w naszym życiu na tyle paskudne warunki, że musimy stawić czoła tym mniej eleganckim i mniej bezpiecznym stronom naszej egzystencji. Wiedzieć z kim nie rozmawiać, kiedy powiedzieć "nie", kiedy i jak wezwać pomoc oraz, jak samemu sobie radzić, gdy pomocy nie można niestety wezwać.

Nie ma nic gorszego i bardziej szkodliwego, niż ukrywanie przed dziećmi prawdy o Świecie i potencjalnych zagrożeniach, które można w nim napotkać. Takie działanie powoduje jedynie, że stają się bezbronne w obliczu zagrożeń! Z tego m.in. wynika obecny wzrost liczby samobójstw wśród nieletnich. Po prostu, dzieciak wychowany w "cieplarnianych warunkach", w sztucznej rzeczywistości, nie radzi sobie z podstawowymi problemami, które napotyka stając się nastolatkiem i... ucieka, np. w samobójstwo lub narkomanię! Czy naprawdę o to chodzi nam, rodzicom? Tak, jak nie można się za kogoś urodzić, nie można dorosnąć, nie można nauczyć się czegoś i w końcu nie można umrzeć, tak samo ani rodzice, ani Państwo, ani korporacja nie są w stanie żyć za dziecko, czyli przyszłego dorosłego. Taka wizja to absurd, który rodzi się w bardzo chorych głowach, ludzi, którym wydaje się, że już wiedzą, jak naprawić ten padół, choć od zarania okazywało się, że żadna próba takiego "naprawiania" nie wyszła. Jedynie niektóre z tych prób kończyły się ogromnymi katastrofami.

Jeszcze raz: czy naprawdę chcemy aby otaczająca nas rzeczywistość znajdowała się pod pełną kontrolą tych, którzy wiedzą lepiej, jak mamy myśleć i w konsekwencji żyć?

Zapewne nie, ale przecież trudno uwierzyć w to, że osoby na stanowiskach, odpowiedzialne za wychowanie dzieci i młodzieży, układające programy edukacyjne i forsujące kontrolę i cenzurę nie wiedzą o tym, że człowiek odcięty od informacji, w tym tej "niewłaściwej" - paradoksalnie staje się ułomny i mniej odporny. Podobnie, jak żywy organizm wychowany w sterylnych warunkach, umiera zaatakowany przez najsłabszą nawet infekcję, bo jego system immunologiczny nie miał możliwości prawidłowo się ukształtować.

Być może właśnie o to chodzi, bo dzięki temu, taki bezradny człowiek, będzie wręcz wymagał opieki "tych-którzy-wiedzą-jak" i wspólnymi siłami nim pokierują - aby robił to co trzeba, kiedy trzeba i tak, jak należy. Taka wizja mrozi krew w żyłach. Już dziś, powinniśmy mówić NIE tego rodzaju inicjatywom. (Vide cenzura w polskim Internecie, że przypomnę tylko jedną, nie tak znowu dawną sprawę):

"Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych w projekcie Ministerstwa Finansów"

O ile w przypadku konkretnych produktów - jak np. telefon z "cenzorem" SMSów - jest to dość proste - wystarczy go nie kupić, o tyle w przypadku prób wprowadzania stosownych regulacji prawnych, musimy po prostu patrzeć na ręce decydentom i stosować narzędzia demokratyczne (np. konsultacje społeczne), umożliwiające nam dbanie o nasze interesy - interesy zwykłych ludzi - które różnią się na ogół diametralnie od interesów tych, którzy chcą nas ratować przed nami samymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz