środa, 1 grudnia 2010

Trzy grosze: narzekam na... narzekanie!

Wczoraj popracowałem do późna, więc dziś zacząłem ten uroczy dzień nieco później, nieco wolniej, delektując się aromatem i smakiem wspaniałej kawy.

Za oknem mamy sporo śniegu i solidny - szczególnie jak na duże miasto - mróz.

Aby przyzwyczaić oczy do komputera, zacząłem od porannych lektur. Jak zwykle nie tylko zrobiłem szybki przegląd prasy, ale również odwiedziłem ulubione serwisy społecznościowe (Facebook, Twitter, Blip...) aby przeczytać, co inni mają do powiedzenia, jak zaczyna się ten dzień, czy nie ominąłem jakiegoś wydarzenia, które może mieć znaczenie dla nas wszystkich, a przynajmniej dla mnie...

I co zobaczyłem? Otóż, spora część wypowiedzi to narzekanie naszych Rodaków na otaczającą ich rzeczywistość. Ulubione tematy? Jak zwykle, w kolejności występowania: pogoda, PKP, konieczność udania się do.. lub przebywania w...  pracy. A jeśli szef w tej pracy kazał cokolwiek wykonać (poza samym przebywaniem, rzecz jasna), to nieszczęście jest już podwójne! Ktoś nawet zauważył "pozytyw", że już środa, więc do weekendu coraz bliżej, bo jutro jest czwartek, a na piątek może uda się wziąć.. wolne, to już prawie, prawie...

Przyjrzyjmy się więc dokładniej, co "nas" wkurza?

Po pierwsze: pogoda, a konkretnie fakt, że jest zima, a więc towarzyszące jej zjawiska, takie jak: śnieg, mróz... i lód. Na Blipie ktoś raczył był stwierdzić:


(PKP celowo zostawiam na potem, zacznijmy od drugiej części zacytowanej wypowiedzi...)

Przecież fakt, że zimą jest lód, na jakiejś ulicy - jest dogłębnie szokujący i wstrząsający! Lodu ani śniegu na ulicy - zimą - nie powinno nigdy być. W zasadzie, to władze miasta powinny wyłapywać śnieg, zanim doleci do ziemi! Skandal!!! (Tu nie ma nic o władzach, dlaczego o tym napisałem...?).

Otóż napisałem o tym dlatego, że nie dalej jak wczoraj, czytałem, iż PiS żąda, aby Pani Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz przepraszała (sic!) za "paraliż miasta" w dniu zmasowanego ataku zimy, który miał miejsce... przedwczoraj. Przecież jest oczywiste, że Pani Prezydent powinna osłonić całe miasto sukienką, jak niegdyś Najświętsza Panienka - Jasną Górę - w dobie Potopu Szwedzkiego!

Wracając do wypowiedzi naszego Blipowicza: jak rozumiem, oni w tej Warszawie nie umieją odśnieżać, ale zapewne sołtys w naszej Koziej Wólce już od świtu gania po wsi z łopatą i nie mamy ani grama lodu czy też śniegu na gościńcu! Tak się powinno robić, a nie tak, jak w tej znienawidzonej Warszawie....

W świetle licznych faktów, takich, jak zacytowana tu wypowiedź, myślę sobie, że akcja prowadzona na Facebooku, pod wszystko mówiącym tytułem "Nie podoba się w Wawie? To WON do siebie, a nie pracujesz TU i narzekasz." nie jest jednak pozbawiona sensu. Wszak pieniążki zarabiane w Warszawie "nie śmierdzą", chętnie je zarabiamy, nic nie robimy dla tego miasta, nasi przodkowie nie walczyli o nie w Powstaniu, ale za to mamy cały wachlarz roszczeń i niezadowolenia. A ja zadam proste pytanie: gdzie podstawy do tego niezadowolenia? Jakieś rzeczowe, poza może własną frustracją? Nie podoba się - pracuj u siebie - nie przyjeżdżaj do Warszawy. Proste!

Chcesz coś zrobić dla miasta, bo uważasz, że oficjalne służby nie dają sobie rady z.. bagatela - bardzo silnym atakiem zimy - łap się za szuflę i sam usuwaj śnieg!

Wczoraj, gdy "odkopywałem" nasze zaparkowane pod domem auto, po prostu złapałem w ręce ową szuflę i wykonałem stosowną pracę. Ale ani razu nie przyszło mi do głowy, aby uważać, że jacyś "oni" powinni za mnie odśnieżać miejsce, na którym stoi moje auto. Całość potraktowałem jako odrobinę ruchu, na dość świeżym.. w nocy... powietrzu oraz jako coś, co musi zostać zrobione, abym mógł ruszyć pojazd z miejsca. Tyle.

To, że zimą, w naszej części Świata, mamy śnieg, lód i mróz jest zupełnie naturalne. Jest tak samo naturalne w Warszawie, jak i w Koziej Wólce czy Pcimiu Dolnym. Wszędzie po prostu trzeba użyć łopaty, jeśli śnieg czy lód nam przeszkadzają.

Zamiast narzekać, jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy w tym wielkim mieście, już od świtu ganiają z łopatami i bardzo ciężko pracują, abyśmy rano mogli udać się do szkół czy do pracy. A to, że nie uda im się wszędzie dotrzeć, czy usunąć każdej "łyżeczki" lodu czy śniegu? Cóż... miasto jest ogromne, mróz jest straszny, a liczba rąk do tej niewdzięcznej pracy - bardzo ograniczona. Uczmy się więc odczuwania wdzięczności względem tych, którzy coś dla nas robią, w miejsce manifestowania mniejszych lub większych frustracji naszego spasionego ego.

Po drugie: PKP

Jakiś czas wahałem się, czy nie umieścić tzw. PKP na pierwszym miejscu tej listy, gdyż na PKP narzekamy cały rok, a na śnieg czy mróz - głównie jednak sezonowo. W zasadzie zimę umieściłem na pierwszym miejscu wyłącznie dlatego, że w chwili obecnej, utyskiwania na nią zdecydowania wiodą prym, a PKP jest nieznacznie jednak dalej w moim rankingu narzekań.

PKP to temat złożony. Najprościej można by powiedzieć, że obecnie nie ma czegoś takiego, jak PKP! Po prostu. Nie ma i już. Wszak sami chcieliśmy, aby PKP zostało sprywatyzowane i podzielone na całą masę spółek i spółeczek.

Ktoś nieco chory na głowę wymyślił, że jeśli mamy centralnie zarządzanego "molocha" o nazwie PKP i podzielimy go na masę mniejszych "molochów", to z jakiegoś - nie do końca przejrzystego dla mnie - powodu, to stadko mniejszych "molochów" będzie działać sprawniej, niż ten jeden moloch.

Przykłady francuskiej SNCF czy niemieckiego Deutsche Bahn (obiektu westchnień co durniejszych Rodaków zresztą...) pokazują, że powyższe założenie nie musi być prawdą.

Życie zweryfikowało podział PKP dość szybko. I w miejsce biednego "molocha", który borykał się z różnymi problemami, ale było jako-tako, mamy wiele spółek, które zaczęły między sobą konkurować, m.in. utrudniając sobie życie nawzajem, jak się tylko da. Przegranym w tej konkurencji jest pasażer - ale tak akurat musiało być i było to oczywiste od samego początku - że tak będzie.

Owszem, są pewne wyjątki, jak np. Koleje Mazowieckie, które dają sobie radę naprawdę nieźle, sam osobiście korzystam często z ich usług i tak.. jestem zadowolony - jak najbardziej (co niestety nie powoduje, że wielu ludzi nie narzeka nawet i na tego przewoźnika, ale to jest nasza natura.. o niej właśnie dziś piszę, do natury narzekania jeszcze dojdę, za moment).

Niestety spojrzenie na kolej w Polsce z punktu widzenia osobistych roszczeń, nie jest dowodem rozsądku, zapytacie zapewne: dlaczego?

Otóż na co dzień, mało kto z nas, zatrzymuje się w pędzie swojego życia, aby zrozumieć, że wszystko co nas otacza jest skutkiem jakichś przyczyn. Że wszystko podlega zmianom i to co mamy obecnie, jest efektem wszystkich wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości i doprowadziły nas, czy otaczające nas byty do tego oto momentu, w którym właśnie się znajdujemy.

Polska kolej nie jest tu jakimś wyjątkiem, nie jest oderwana ani od polskich realiów, ani tym bardziej od polskiej historii. Porównując ją z największymi i najnowocześniejszymi systemami kolei na Świecie, zapominamy najczęściej, że nie mamy do takich porównań żadnych podstaw! Dlaczego? Już spieszę z odpowiedziami.

Żeby nie cofać się za bardzo, weźmy pod uwagę tylko ostatnie 200 lat historii naszego Kraju. Przez te ostatnie 200 lat, Polska była głównie kolonią, a nie metropolią, a przez jej terytorium przetoczyło się kilka wojen i powstań narodowych. W ciągu tych 200 lat, Polska była okupowana przez kilka różnych nacji i kilka systemów politycznych, które - siłą rzeczy - dbały o swój, a nie o nasz interes.

Sama zaś kolej, powstawała w trzech, różnych zaborach, bardzo często w taki sposób, który był przydatny dla wojsk zaborców i w małym tylko stopniu uwzględniał potrzeby Polaków. Do tego najlepiej rozwinięta była infrastruktura kolejowa w zaborze pruskim, słabiej w austro-węgierskim, a najgorzej w rosyjskim (tu zresztą linie kolejowe prowadzono najczęściej z dala od miejscowości, bo były one dedykowane dla wojsk carskich oraz.. stosowano inną szerokość torowisk).

Po odzyskaniu niepodległości, w biednym kraju, który był wówczas w niewoli.. zaledwie 123 lata, zrobiono i tak bardzo dużo. We wschodniej części Kraju znormalizowano torowiska, w całej Polsce wybudowano szereg nowych linii kolejowych, w tym, słynną linię do Gdyni. Większa część ruchu bazowała na lokomotywach parowych (trakcja elektryczna była wykorzystywana lokalnie - np. w Warszawskim Węźle Kolejowym od 1936 - i to wyłącznie przez pociągi podmiejskie).

Pociągi w większości przypadków kursowały punktualnie, mówiło się, że można było do nich regulować zegarki. Mało kto natomiast zdaje sobie sprawę z faktu, iż w relacji do ówczesnych zarobków i cen towarów, ceny biletów kolejowych były bardzo poważnie wyższe niż obecnie oraz, generalnie pociągów w rozkładach było po prostu mniej.

Potem przyszła wojna. W czasie wojny dopiero co odbudowana infrastruktura kolejowa znowu była niszczona. Niestety nie tylko przypadkowo, ale przede wszystkim celowo i z premedytacją. Była niszczona zarówno przez okupantów (zdecydowana większość zniszczeń), jak i przez naszych, rodzimych partyzantów, wysadzających tory i urządzenia kolejowe raz po raz, celem utrudnienia wojskom niemieckim przekazywania zaopatrzenia na front wschodni.

W ostatniej fazie wojny nadeszła prawdziwa apokalipsa dla polskiej kolei. Torowiska, wiadukty, nastawnie i inne urządzenia były planowo niszczone przez wycofujących się Niemców. To co otrzymaliśmy po nich "w spadku", wyglądało mniej więcej tak, jak na poniższej fotografii (ilustracja ze zbiorów Muzeum Kolejnictwa w Warszawie)


Zaraz za ustępującymi wojskami niemieckimi, podążały "trofiejne bataliony", niezwyciężonej Armii Radzieckiej. Te "skonfiskowały" ponad 1000 km torowisk na terenie Polski (tu ciekawostka: jeden z wodzów polskich torowisk zlikwidował drugie tyle - i to całkiem współcześnie, już za III RP). Na koniec, musieliśmy to wszystko odbudować, w kraju zniszczonym wojną i dalej "wysysanym" przez Wielkiego Brata ze Wschodu. Zrobiliśmy to głównie naszymi, polskimi siłami. Dopiero ostatnio modernizujemy kolej, korzystając z funduszy unijnych. Ale to jest proces. To potrwa.

W okresie dość wczesnego PRLu, w ramach ogólnej elektryfikacji miast i wsi.. padło również na kolej. Ktoś ogłosił, że lokomotywy parowe to burżuazyjny przeżytek - będziemy zastępować je nowoczesnymi elektrowozami! Tak też się stało. Jeszcze w latach siedemdziesiątych można było się "załapać" na jazdę pociągiem ciągnionym przez parowóz - na przykład na trasie z Chabówki do Zakopanego. Były to już jednak ostatnie chwile tej przestarzałej, kapitalistycznej technologii.

Wraz z elektryfikacją większości linii kolejowych, pojawiły się nowe wyzwania i nowe awarie. Obrazu dopełnia fakt, iż poza nielicznymi liniami kolejowymi zbudowanymi w okresie PRL (jak choćby legendarna CMK), reszta torowisk systematycznie się starzała i niezbyt wiele z tym robiono. Zresztą... po co? Przecież począwszy od lat siedemdziesiątych XX w. pojawiła się doktryna rozwoju... transportu samochodowego (w Polsce praktycznie nie posiadającej dobrych dróg o europejskim standardzie!). W efekcie, kolej była coraz bardziej niedoinwestowana i sekowana przez kolejnych wodzów, którym marzyły się potoki TIR-ów na szerokich autostradach, zamiast... burżuazyjnej kolei żelaznej. Ale zaraz.. mieliśmy jakieś... autostrady? A poza tym, te TIR-y to też takie mało ludowe są... Ale co ja tam wiem, przecież mogę się nie znać...

Faktem jest, że parowozy radzą sobie z warunkami zimowymi bez porównania lepiej niż dowolny elektrowóz. Dlaczego? Otóż trakcja elektryczna, oprócz walorów ekologicznych (nic nie kopci w lesie, a jednak jedzie... zazwyczaj jedzie), ma też wady. Szczególnie w okresie zimowym. Jedną z podstawowych jej wad jest tendencja do zamarzania. Oblodzona trakcja jest bezużyteczna. Pociągi nie mogą kursować. PKP Energetyka musi wysyłać specjalne składy techniczne, których pracownicy  likwidują oblodzenie, metr po metrze. A to trwa i powoduje opóźnienia w kursowaniu pociągów, przestoje itd.

Oto przykład, jak radzono sobie z nieporównywalnie bardziej srogimi zimami w latach 30 XX w. Wyglądało to mniej więcej tak:



I tak oto, dochodzimy do czasów nam współczesnych.

Dzisiejsza kolej w Polsce, to dziedzictwo całej jej historii, o której w skrócie wspomniałem powyżej, plus nowy model, polegający na rozdrobnieniu i destabilizacji dawnego PKP.

Gdyby nie pasja życiowa wielu ludzi, którzy tę kolej wspierają własnym wysiłkiem i własną energią życiową, zapewne dawno już moglibyśmy się przesiąść na te TIR-y. Tylko zaraz... tych autostrad ciągle, jakby mało jest.

Mamy też takich Rodaków, którzy marzą o DB w Polsce (niewtajemniczonym powiem, że współcześni Niemcy wcale nie są zachwyceni jakością usług DB, nie mówiąc już o cenach biletów, które są tam zauważalnie wyższe niż u nas). Są tacy, którzy wprost piszą/mówią, iż polską kolej powinna wykupić DB - może właśnie o to tu chodzi? Diabli wiedzą.

Zanim więc, po raz kolejny zaczniemy narzekać na - nieistniejące przecież - PKP (wrzucając do jednego worka wszystkie spółki kolejowe), pomyślmy przez moment o tych wszystkich ludziach, którzy pomimo fatalnych torowisk, w większości przestarzałego taboru i ostrej zimy, pracują dzień i noc, abyśmy dojechali do celu, za niezbyt przecież wygórowaną opłatą.

Tym z Was, którzy chcieliby się dowiedzieć jak wygląda praca na kolei, polecam doskonały blog utalentowanego maszynisty, który potrafi naprawdę ciekawie pisać - polecam - "Zapiski Maszynisty".

Po trzecie: praca

Najczęściej narzekamy na sam fakt, że musimy pracować. Zimą narzekamy szczególnie, gdyż najczęściej praca wiąże się z koniecznością codziennego przemieszczania się. Czy to na terenie jednej miejscowości, czy też - niekiedy - dalej.

Że przemieszczanie się zimą nie jest w naszym klimacie najłatwiejsze, to jest fakt. Z drugiej jednak strony, skoro już tu żyjemy, to raczej powinniśmy zaakceptować takie, a nie inne warunki. Taka akceptacja zapewne wpłynie pozytywnie na nasze zdrowie oraz na zdrowie osób, która z takich czy innych powodów muszą przebywać w naszym otoczeniu. Nie ma tu większego znaczenia czy fizycznie, czy też wirtualnie - w sieci.

Patrząc z pozycji naszego ego, my jesteśmy "pępkiem Świata", więc nasze niezadowolenie powinno być najważniejsze nie tylko dla nas, ale też dla całego otoczenia, które spotyka się z nami mniej lub bardziej dobrowolnie. Otóż nie - to podejście jest z góry fałszywe - jak wszystko zresztą, co stanowi produkt naszego ego.

Uwierzcie mi, że każdy człowiek ma jakieś swoje problemy czy zmartwienia i nie koniecznie musi mieć ochotę na wysłuchiwanie naszego narzekania na temat dojazdu do pracy, naszej wizji lodu na ulicy czy nieistniejącego obecnie... PKP. Pomyślmy o innych, jeśli przyjdzie nam do głowy uszczęśliwić ich... narzekaniem.

Jeśli dodatkowo czujesz się po prostu leniem, którego w pracy denerwuje sam fakt, że musi się uczyć czy też pracować (najczęściej obie te rzeczy na raz), to... o tym już pisałem, o tutaj.

Prawda jest niestety taka, że za sam fakt naszego istnienia - nic nam się nie należy. Wszystko musimy wypracować.

Miłego dnia, wszystkim życzę.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, może kiedyś wymyślą maszyny, które będą śnieg w locie łapać, a ja dobrze pamiętam, jak Prezydentem Warszawy był Lech, największym jego osiągnięciem w kwestii odśnieżania, było zrobienie podgrzewanego chodnika pod Pałacem Prezydenckim, bo się biedaczek kiedyś poślizgnął i nóżkę złamał...

    A o tych świeżych Warszawiakach mam podobne zdanie, w mojej kamienicy często tacy wynajmują mieszkania. Różne dziwne zwyczaje przywożą ze sobą, a to trzymają śmieci pod drzwiami, a to buty, a to jakieś stare graty... Ale szybko można ich wychować, wystarczy parę razy wynieść im coś do śmietnika, np. buty ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Narzekania na PKP są w pełni uzasadnione. Ostatnio miałem okazję słyszeć rozmowę pracowników PLK-SA, którzy narzekali na korupcję, nepotyzm i ustawiane przetargi w swojej firmie. W rezultacie np. trasy, które były projektowane pod 100 km/h mogą być eksploatowane na 40 km/h bo w parę miesięcy bo budowie tajemniczo "miękną". Potem padł komentarz mniej więcej taki: "słyszał pan o ostatnich wałkach w katowickim GDDKiA? to przy nas oni są super zarządzaną i nowoczesną spółką". Nie jest również prawdą, że PKP zostało sprywatyzowane - w ubiegłym roku grupa PKP (do której należy nadal PLK) dostała z budżetu dofinansowanie w wysokości ponad 1 mld zł.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Anonimowy po pierwsze PKP nie istnieje jako pojedynczy byt i to jest dla wszystkich oczywiste. A więc narzekanie na PKP jest bezcelowe, a nie uzasadnione.

    Po drugie, wiele nowo powstałych spółek sadzi niezłe knoty (np. notorycznie olewająca klientów PKP IC), a PKP PLK w pewnych okresach czasu odpowiada wręcz za rozbiórkę polskiej kolei (polecam lekturę kolejnych numerów "Z biegiem szyn": http://www.zbs.kolej.net.pl/

    Po trzecie: pokaż mi spółkę kolejową w UE, które nie jest dofinansowywana m.in. z budżetów państw. Firmy takie jak wspomniane przeze mnie SNCF czy DB otrzymują ogromne dotacje od swoich rządów, nie mówiąc już o sporych dotacjach unijnych - czyli też rządowych, tyle, że gromadzonych przez całą Wspólnotę.

    Szczerze mówiąc nie spotkałem w Europie dużego przewoźnika, który utrzymuje się wyłącznie ze świadczonych usług. Jeśli znasz przykład takowego - podaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. Generalnie ten link dedykuję narzekającym: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Brakuje-paliwa-ludzie-koczuja-na-dworcach-i-lotniskach,wid,12910667,wiadomosc.html?ticaid=1b599&_ticrsn=3

    OdpowiedzUsuń