środa, 2 lutego 2011

Trzy grosze: "jaka płaca taka praca" - czy aby na pewno?

Temat podejścia do pracy (jako takiej) poruszałem już jakiś czas temu, na tym blogu, w ramach moich refleksji.

Dziś jednak, spostrzegłem informację prasową, dotyczącą przekrętów związanych z budową autostrady A1. Gazeta pisze: "11 tysięcy ton ziemi zamiast kruszywa pod autostradą". W zasadzie nic nowego. Wiadomo jak jest na polskich budowach - nie od dziś, tylko przynajmniej od czasów PRLu.

Tak więc nie treść tego doniesienia mnie uderzyła, a pierwszy komentarz na Facebooku pod nią:


Bardzo to takie nasze, polskie stwierdzenie, ale niestety pozwolę sobie się kategorycznie z tym nie zgodzić.

Otóż Moi Mili, tak nie jest. Zasadniczo powinno to wyglądać w sposób następujący:


  • warunki zapłaty za wykonywaną pracę ustala się przed jej wykonaniem, podpisując stosowną umowę,
  • jeśli proponowane warunki płacy nam nie odpowiadają, to po prostu nie podpisujemy umowy i nie wykonujemy danej pracy,
  • jeśli natomiast podpisujemy umowę, a więc zobowiązujemy się do wykonania pracy, za określoną kwotę pieniędzy, to wykonujemy tę pracę najlepiej jak potrafimy - dlaczego - o tym już pisałem poprzednim razem.


Jeśli natomiast pracodawca nie zapłaci nam zgodnie z umową i w wyznaczonym terminie, to istniejące mechanizmy prawne, pozwalają nam na egzekwowanie zapłaty, na podstawie podpisanej umowy.

Natomiast wyrządzamy sobie ogromną krzywdę, jeśli usprawiedliwiamy swoje lenistwo czy też - jeszcze gorzej - złodziejstwo, wybiegami, jak ten zacytowany powyżej.

wtorek, 1 lutego 2011

Moje refleksje: "numery prywatne"

Wymyśliłem dziś takie hasło:

"Numery prywatne" odbieram czerwoną słuchawką!

Zasadniczo czym jest zastrzeganie numeru telefonu? Swoistym rodzajem tchórzostwa cywilnego, polegającego na cwaniactwie w rodzaju "ja mogę do ciebie zadzwonić, ale ty, nie, jeśli ci nie podam numeru z własnej woli". To jest mniej więcej tak, jakby ktoś zapukał do moich drzwi i poprosił o wpuszczenie do mojego domu, odmawiając choćby przedstawienia się.

Jak potraktowalibyście kogoś takiego? Ja oczywiście uznałbym, że nie ma sprawy... nie otworzyłbym mu drzwi pod żadnym pozorem. Gdyby dalej tam stał.. wezwałbym policję. Dlaczego więc mam odbierać telefon czy czytać e-maila od kogoś, kto boi się swojej własnej identyfikacji?

Ilekroć widzę osoby zastrzegające swoje telefony, czy piszące e-maile podpisane wyłącznie pseudonimem, przypomina mi się pewien post z listy dyskusyjnej APPLE-PL, sprzed jedenastu lat.

Wówczas to, jeszcze jako redaktor "Trybuny Ślaskiej", niejaki Jurek W. Bebak tak oto pisał o osobach, które boją się przedstawić:


[...]
Temat: opowieść o Bokudenie
[...]
Był to, jak wiadomo, historyczny japoński samuraj z dwunastego wieku, który jako pierwszy działał anonimowo na liście dyskusyjnej "MusashiStyleLovers" prowadznej na Wielkich Bambusowych Wrotach w Kioto.


Była to lista miłośników stylu Musashiego; facet najpierw szedł przez mostek, potem przez pole, potem zagajnikiem. Spotykał trzech chłopów niosących ryż. W celu ćwiczenia stylu ścinał ich jednym ciosem miecza. Następnie służący mówił "a teraz zagraj coś stosownego na tę chwilę, Musashi". Musashi wyciągał harfę i sru! Dawał ostre tiurli-tirli. Swym stylem tak zachwycił Japończyków, że jego miłośnicy założyli listę dyskusyjną. Były to zresztą czasy tak dawne, że jeszcze czarno-białe, więc 
Kurosawa nie mógł zrobić filmu w kolorze.


Ale wróćmy do Bokudena. Facet naprawdę nazywał się Hirokasu Agazakawa, co niestety znaczyło "Smutny Pętak O Straszliwie Śmierdzących Skarpetach, Które Niechybnie Wielki Tuńczyk Wyrzygał Nocą Na Plażę Pełną Zgniłych Krewetek". Nawet w Japonii niestety nie było to zbyt pochlebne miano. Hirokasu Agazakawa, czując przez pierwsze lata głęboki żal do swojego ojca, autora tego miana, jednookiego stręczyciela czterech rudych samic pawiana w jokohamskim portowym burdelu, wreszcie postanowił zmienić nazwisko. Ponieważ w Kanji (kolega Krzysztof Ż-P zaraz potwierdzi) Bokuden czytane na ukos w lusterku nad potokiem znaczy "Tajemniczy Facet, Ktory Się Wstydzi Swojego Nazwiska, I Na Listach Dyskusyjnych Występuje Pod Dziwacznym Pseudonimem, Bo Myśli, Że To Jest Kulowe", nasz bohater zaczął pod tym pseudonimem karierę. Nocą przekradał się pod Wielkie Bambusowe Wrota w Kioto i tak właśnie podpisywał swój posting (wówczas zwój papieru nawinięty na strzałę wystrzeliwaną z łuku), który potem był czytany i podziwiany przez innych samurajów - uczestników listy.


Od tamtej pory wszyscy, którzy mają z grubsza podobne kompleksy, też się tak podpisują, na pamiątkę owego słynnego Bokudena.


[...]


-----------------------
Jerzy W. Bebak
Trybuna Śląska Katowice

Myślę, że powinniśmy nauczyć się odróżniania swojej prywatności od pospolitego chamstwa.

Jeśli tak bardzo zależy mi na prywatności i anonimowości, to po prostu nie dzwonię ani nie piszę do nikogo - wówczas prawie nikt nie będzie wiedział o moim istnieniu. Jeśli jednak odczuwam potrzebę zwrócenia się do konkretnej osoby czy instytucji w jakiejś sprawie, to elementarne zasady dobrego wychowania wymagają, abym rozpoczynał dialog od przedstawiania się. W przypadku rozmowy telefonicznej, pokazanie swojego numeru telefonu jest elementem takiej właśnie prezentacji.

Dobranoc Państwu. :)