sobota, 29 września 2012

Trzy grosze: co nas omija... w mediach?

/* To jest stary post, oryginalnie z 9 lutego 2012. Pisałem go na tablecie i wylądował w "szkicach". Dziś porządkując historię bloga odnalazłem ten wpis i mimo wszystko postanowiłem opublikować. Generalny zarys przekazu, jest ciągle aktualny, pomimo, iż w naszych mediach pojawiły się inne ważkie tematy, niż Madzia. Nic oczywiście nie przebije... Smoleńska. :) */

===
W tych dniach, większość z nas pasjonuje się ACTA - wiadomo, ważna rzecz, świadomość czym grozi nierozważne podpisywanie niejasnych umów międzynarodowych dociera do coraz szerszych warstw naszego społeczeństwa, podobnie, jak świadomość, że obecne prawo dotyczące własności intelektualnej jest tak archaiczne, że w zasadzie przydałaby się tu "opcja zerowa".

Drugim, wiodącym tematem jest - pisząc hasłowo - "tragedia Madzi vs. Rutkowski". Owszem, śmierć dziecka jest tragedią i z tym zgadzamy się wszyscy. To co dzieje się dookoła niej też jest tragedią, a raczej porażką i z tym zgadza się większość z nas. Ale... ile można? Pytam poważnie - od wielu dni, media poświęcają tej sprawie sporą część czasu antenowego, a zniecierpliwienie zaczyna być widocznie zarówno po stronie dziennikarzy, jak i odbiorców. Ktoś zadał pytanie: "Dobrze, że mówimy o takich rzeczach, ale ile dzieci umarło czy też zginęło w Polsce od tamtej chwili oraz ilu generalnie Polaków zostało zamordowanych lub uległo wypadkom?"

Autentycznie nasuwa się refleksja, że gdyby każdemu z nich media chciały poświęcić tyle czasu na antenie i drukiem, to musielibyśmy zdecydowanie zwiększyć liczbę stacji radiowych i telewizyjnych, nie mówiąc o liczbie wydawanych periodyków.

Gdzieś w podświadomości wielu z nas, przebija się pytanie: dobrze, to co nas omija? Czy naprawdę w Polsce i na Świecie nie dzieje się nic poza tragiczną śmiercią Madzi i... ACTA?

Otóż dzieje się i działo się w ostatnich czasach sporo. Niektóre z tych rzeczy, jeśli dojdą do skutku, mogą spowodować, że "tragedia Madzi" będzie - z całym szacunkiem - zupełnie nieistotna.

Otóż stale rośnie napięcie na Bliskim Wschodzie. Już siedem (podkreślam - 7) mocarstw nuklearnych zadeklarowało mniej lub bardziej czynnie swoją wolę partycypowania w tym wydarzeniu. Po jednej stronie USA, Wielka Brytania, Francja i Izrael (ze względów oczywistych - Iran chce wymazać to państwo z mapy), po drugiej stronie Rosja, Chiny i ostatnio... Pakistan, który zaczyna skłaniać się w stronę poparcia dla Iranu. Nie zapominajmy, że Pakistan to jedyne mocarstwo nuklearne, będące jednocześnie krajem islamskim.

Nie wiadomo, na ile zaawansowany jest irański projekt bomby atomowej, ale przy wsparciu takich państw jak Rosja, Chiny i Pakistan, istnieje możliwość, że Iran będzie taka bronią dysponował szybciej niż później. Ponadto Iran to nie Irak, czy Afganistan. Iran to kraj o o wiele większym potencjale, dysponujący zaawansowaną technologią (w tym rakietową), państwo, które jest zdolne do samodzielnego umieszczania satelitów na orbicie, a więc - do dokonania ataku nuklearnego (czy też chemicznego, biologicznego itd.) w dowolnym punkcie naszej, starej Ziemi.

Mówiąc najprościej: stoimy na krawędzi przepaści, której na imię III Wojna Światowa... ale co tam, o wiele ważniejsze dla naszych mediów jest to, co powiedział Rutkowski oraz kto go obraził i dlaczego.

Warto przeczytać, np. tutaj i na witrynie CNN.com: tutaj.

Mniej drastyczny temat, ale jeszcze lepiej przemilczany przez nasze media (i nie tylko nasze, wiele państw UE nie wspomina o tym słowem), to kwestia zmian, jakie zaszły w ostatnich latach w Islandii.

Zapewne mało kto w Polsce orientuje się, że Islandia to nie tylko lód, zima i gejzery, ale również najstarsza demokracja w Europie, która zachowała ciągłość od 930 roku (tak, nie 1930, tylko 930).

Ale nie historia Islandii jest najciekawsza, tylko jej teraźniejszość. Najciekawsze jest to, że gdy obywatele Islandii doszli do wniosku, że za bankructwo państwa i jego ogromne długi odpowiada grupa bankierów i rząd - po prostu wyszli na ulicę i ogłosili, że "tym panom już dziękujemy, gdyż działając w imieniu nas wszystkich, podpisali niekorzystnie dla nas umowy, zaciągnęli pożyczki i teraz.. chcą, aby to naród za to wszystko zapłacił - to jest skandal!". Bez jednego wystrzału, bez palenia samochodów czy innych aktów przemocy, dziękują rządowi i wybierają spośród siebie Radę Konstytucyjną, która rozpoczęła porządkowanie spraw państwa i... oprócz prac nad nową konstytucją, doprowadza do aresztowania ludzi odpowiedzialnych za zadłużenie kraju. Tak, to JEST demokracja! W zasadzie, nie dziwię się, dlaczego w tak wielu, demokratycznych ponoć krajach, nie nagłośniono tej sprawy... wszak to nie jest "dobry przykład dla obywateli", prawda?

Można o tym poczytać np. tutaj. (jęz. angielski). Zacytuję fragment:

Pressenza Reikjavik, 3/28/11 Last week 9 people were arrested in London and Reykjavik for their possible responsibility for Iceland’s financial collapse in 2008, a deep crisis which developed into an unprecedented public reaction that is changing the country's direction.
It has been a revolution without weapons in Iceland, the country that hosts the world's oldest democracy (since 930), and whose citizens have managed to effect change by going on demonstrations and banging pots and pans. Why have the rest of the Western countries not even heard about it?
Pressure from Icelandic citizens’ has managed not only to bring down a government, but also begin the drafting of a new constitution (in process) and is seeking to put in jail those bankers responsible for the financial crisis in the country. As the saying goes, if you ask for things politely it is much easier to get them.

Oczywiście wybrałem tu tylko dwa przykłady, z dwóch, odległych regionów naszego globu...





niedziela, 15 lipca 2012

Trzy grosze: dwa wina i narodowa psychoza

Kilka dni temu, czytając jakiś artykuł w sieci, natrafiłem na komentarz, który utkwił mi w pamięci. Pozwolę go sobie zacytować, w charakterze motta:

"... bo widzisz, Prawdziwy Polak ma dwa, tanie wina: 'wino Tuska' i 'wino PKP' - po jednym na każdą kieszeń płaszcza. I niezależnie od tego, co się dzieje, to zawsze jest wina Tuska, albo PKP."

Opublikowałem tu niegdyś obszerny felieton, na temat naszego, polskiego narzekania - dosłownie na wszystko. Wówczas sądziłem, że wynika ono głównie z ignorancji, czyli mówiąc wprost - głupoty naszego społeczeństwa, połączonej z arogancją i postkomunistycznym przekonaniem, że wszystko nam się należy, bo... tak.

Faktem jest, że najwyraźniej pominąłem jeden istotny i jakże ludzki aspekt naszego postępowania: powszechne poczucie niższości i płynące z niego: zawiść, zazdrość i nienawiść. Tak Moi Mili, jest to bez wątpienia jeden z ważniejszych czynników patologicznych w naszym społeczeństwie.

Otóż, jako nacja, w swej masie leniwa, kombinujemy jakby tu sobie uprzyjemnić życie. Możliwie najtańszym kosztem. Oczywiście nauka, praca, samodoskonalenie itd. nie są tymi drogami, które najchętniej obieramy. One są męczące i wymagają nakładów pracy, a my przecież, chcielibyśmy żyć na wiecznych wakacjach, albo chociaż łyk-endach. Co więc począć? Ależ to proste! Wystarczy dowartościowywać się kosztem innych!!! To nic nie kosztuje i jakże przyjemnie łechce nasze ego!

Tak, wiem, to jest obrzydliwe, ale my nauczyliśmy się już tego nie dostrzegać. Mechanizm naszego postępowania jest niezwykle nieskomplikowany i nie ma w nim głębszych treści (być może na całe szczęście).

Ktoś, kto coś robi (więcej, a broń Boże lepiej niż my) → staje się zauważalny → a więc automatycznie dążymy do deprecjonowania wszystkiego co zrobi (w domyśle, my robilibyśmy wszystko lepiej, ale "nie dano" nam szansy).

Pewien Japończyk, który skończył studia w Polsce, powiedział mi kiedyś "u was powinno się wystawiać złoty pomnik każdemu, komu uda się coś sensownego zorganizować i doprowadzić do końca". I nie, nie chodziło tu o proste uznanie dla osób, które robią coś dla swojej społeczności. Chodziło raczej o wykazanie, jak wielkim heroizmem jest zrobienie czegoś użytecznego w Polsce i jednoczesne nie pozostanie zaplutym, czy też zadeptanym przez tzw. otoczenie.

Kiedyś pytano o co modli się Polak, którego sąsiad ma zdrową i dającą dużo mleka krowę? Otóż modli się nie o to, żeby też takiej krowy się dorobić, albo o to, żeby udało mu się zapracować na dwie... Modli się on o to, aby ta krowa sąsiada, jak najszybciej... zdechła. I możecie się zgadzać lub nie, ale to w dużej mierze opisuje naszą postawę wobec innych Rodaków.

Niektóre przypadki, są wręcz doskonałym studium wyżej opisanej postawy, dodatkowo przyprawionym odpowiednią dozą szowinizmu. Bo jeśli ktoś, kto osiągnie jakieś sukcesy, nie tylko umie stanowczo realizować plan, poprawiający organizację naszego codziennego życia, ale jeszcze (o zgrozo!) jest kobietą, to wówczas do naszej nienawiści i zawiści dodamy odpowiednią dozę szowinizmu - i tym tanim sposobem, pełna satysfakcja zostaje osiągnięta!

Dla mnie takim flagowym przykładem z ostatnich lat, jest postać pani Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W czasie obu kadencji, udało się jej, z jednej z najgorzej zorganizowanych i działających komunikacji miejskich w Polsce, uczynić najlepszą, która staje się wzorem nawet poza granicami Polski. Pani Prezydent udało się pozbyć azjatyckich bazarów z centrum miasta, czego poprzednie władze miasta nie odważyły się nawet tknąć. Udało się jej zorganizować naprawę nawierzchni setek ulic, przygotować miasto do Euro2012 i z sukcesem przeprowadzić warszawską część tej imprezy (jak dotąd największe wydarzenie o charakterze międzynarodowym w naszym mieście) oraz... wcielić w życie budowę drugiej linii metra - tak niezbędnej dla coraz bardziej zatłoczonej Stolicy. Zapewne wielu z nas, skorzysta z nowej linii metra nader chętnie, gdy już będzie gotowa.

Na reakcję "ludu" na zmiany w komunikacji miejskiej, nie trzeba było długo czekać! Tabor komunikacji miejskiej jest obecnie w większości nowoczesny i klimatyzowany. ZTM wprowadziło niezapowiedziane kontrole jakości pracy klimatyzacji w trosce o wygodę pasażerów - i tak jest źle! No bo... to za zimno, to za ciepło... i generalnie jakoś tak inaczej... Moi Mili.. "puk, puk!" - jeszcze kilka lat temu, w warszawskiej komunikacji miejskiej, problem klimatyzacji nie występował, bo.. jej nie było!

Podniesiono (minimalnie) ceny biletów - hańba!!! No jak tak można? Przecież to, że kupiono setki nowoczesnych autobusów, tramwajów i składów metra, to, że wyposażono jest w klimatyzację (a więc nie tylko pokryto kosz sprzętu, ale także - na bieżąco - wzrosło zużycie energii i paliw) to nie jest ważne.. to wszystko "nam się należy", najlepiej za darmo (a w zasadzie, gdyby Miasto płaciło nam za korzystanie z komunikacji, to pewnie też nie byłoby najgorzej, prawda?). Zaznaczam - nadal, po podwyżce, wpływy z biletów pokrywają mniejszą część kosztów (nie, nie ma czegoś takiego, jak dochód komunikacji miejskiej - nie tylko u nas zresztą).

Budowa II linii metra, to temat sam w sobie... No bo jak to?! Zamykają jakieś ulice? Coś rozkopali w Centrum? ZDRADA!! Wina Hanny Gronkiewicz-Waltz, Premiera Tuska i PKP - na raz!!! Przecież metro powinno urosnąć samo, pod ziemią, nie zakłócając niczyjego spokoju, ani  nie powodując... korków w Centrum! Wszędzie na Świecie metro buduje się tak, że tego nie widać.. samo rośnie! Nie wiedzieliście? Nie wierzycie? (Jeśli nie wierzycie, to dobrze świadczy o Waszym zdrowiu psychicznym - do tego wrócę za moment...).

Przywrócono Wisłę Warszawie. To już nie slogan, to fakt!
Tysiące Warszawiaków (i nie tylko) coraz chętniej korzysta z nadwiślańskich plaż i ścieżek rowerowych. Mamy trzy darmowe przeprawy promowe (zorganizowane przez ZTM), mamy tramwaje wodne, mamy rejsy statkiem ZTM do Serocka - mamy knajpki z ogródkami nad samą wodą... nic tylko korzystać... jest po co pójść nad Wisłę! Ostatni raz było podobnie... w latach '60 XX wieku. Czy ktoś to odnotował w mediach (poza oficjalnymi komunikatami ZTM?). Nie, ależ skąd! Bo i po co?

Ale za to, od razu odnotowano fakt, że nad Wisłą pojawiają się... śmieci i butelki i... że "Miasto powinno to lepiej sprzątać!" oraz "Dlaczego Pani Prezydent nic z tym nie zrobi?!?!"

No, ja myślę, że Pani Prezydent powinna natychmiast rzucać swoje obowiązki i gonić nad Wisłę z miotłą i... po nas sprzątać! Przecież zawsze sprzątała za nas Mama, teraz urośliśmy i Mama nie chce albo nie może już po nas sprzątać, więc czemu nie Pani Prezydent? 

Powinna tak sprzątać, żeby naturalnie nikomu nie przeszkadzać w... odpoczynku, spożywaniu piwa i w ogólnym relaksie. Zresztą nie od dziś wiadomo, że porządek polega właśnie na tym, że jakaś tam władza sprząta, a nie na tym, że hołota uczy się, jak nie śmiecić, prawda? Jakoś dziwnie na plażach nad Renem w Niemczech, nikt nie musi ciagle sprzątać, a i tak jest czyściej, niż u nas godzinę po sprzątaniu. Intrygujące, prawda? Widać można po prostu nie śmiecić i nie winić kogoś, za własny brak elementarnej kultury i elementarnego wychowania, wyniesionego z chlewu... przepraszam, z domu rodzinnego.

Niestety, wszystko, co napisałem powyżej to są fakty. Fakty zaczerpnięte głównie z warszawskich mediów i internetowych serwisów społecznościowych, zaledwie z ostatnich kilku tygodni.

Powstaje pytanie: czy nam, jako społeczeństwu, nie jest potrzebna jakaś psychoterapia? Bo przecież, w każdym normalnym kraju, zostalibyśmy sklasyfikowani jako osoby upośledzone umysłowo o nieprawidłowo ukształtowanej osobowości... Nasze zachowania i żądania są tak irracjonalne, że w zasadzie nie powinno dochodzić do ich publicznej artykulacji, nie mówiąc już o wcielaniu tych "idei" w życie. Co się z nami dzieje?!

wtorek, 24 stycznia 2012

Moje refleksje: ACTA - imperatyw rządowy

Staram się pomijać na blogu cięższe tematy polityczne, ale tym razem nie mogę sobie na to pozwolić - z powodu czystej uczciwości względem samego siebie. Uważam, że obowiązkiem myślącego człowieka, szanującego wolną wolę jednostki i podstawowe prawa obywatelskie jest zadanie kilku kluczowych pytań w obecnej sytuacji.

Uważam, że zawężanie tematyki haniebnego paktu, jakim jest ACTA, do Internetu czy nawet kwestii tzw. piractwa, jest na obecnym etapie totalnym nieporozumieniem. Umówmy się, że mechanizmy, które ujawniła cała "afera" z podpisaniem ACTA przez polski Rząd, powinny skłaniać nas wszystkich do zadania podstawowych pytań o rolę naszych przedstawicieli, którymi w myśl założeń demokracji, są wybrani przez nas (jako społeczeństwo) politycy, sprawujący - rzekomo w imieniu tegoż społeczeństwa - odpowiedzialne funkcje, pozwalające im na podejmowanie decyzji w imieniu wszystkich obywateli - w tym, na forum międzynarodowym.

Nie będę się tu rozwodził na temat ataków na serwery rządowe. Jedno co mogę o nich powiedzieć, to to, że pewnikiem bez nich, opinia publiczna nie dowiedziałaby się o tej skandalicznej sprawie, lub dowiedziałaby się o wiele za późno - koniec końców, ataki te okazały się być zjawiskiem o zabarwieniu pozytywnym, choć dziwnie to brzmi w ustach kogoś, kto od 19 lat atakom tego typu zapobiega.

Zanim zadam te, moim zdaniem kluczowe, pytania, chciałbym odnieść się do felietonu Wojtka Orlińskiego opublikowanego pt. "Rządzie, ucz się od Amerykanów!" we wczorajszej Gazecie Wyborczej. Wojtek dokonał w nim porównania reakcji amerykańskich polityków na protest społeczeństwa przeciwko wprowadzeniu ustawy SOPA, z reakcją polskiego Rządu na o wiele silniejszy protest polskiego społeczeństwa przeciwko podpisaniu ACTA. W zasadzie tekst ten jest jak dotąd jednym z najlepszych podsumowań tego, co wydarzyło się w Polsce w przeciągu ostatnich dwóch dni.

Jeśli do powyższego dodamy fakt, że po naradzie z ministrami, Premier Donald Tusk stwierdził, iż polski Rząd podpisze jednak pakt ACTA 26 stycznia br. "a potem będzie czas na konsultacje", to oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że polski Premier jawnie przyznał, iż nie zamierza liczyć się z głosem polskiej opinii publicznej, ale nie tylko opinii publicznej, bo nawet instytucji państwowych - jak choćby GIODO!

Pierwsze pytanie brzmi więc: czy demokratycznie wybrany Rząd, może całkowicie ignorować głos obywateli, dzięki którym rządzi - i to nie tylko dlatego - że został przez nich wybrany, ale również dlatego, że obywatele ci, w codziennym pocie czoła, wypracowują podatki, za które ów Rząd się utrzymuje, i które finansują jego działania?

Drugie pytanie jest następujące: czy fakt, że Rząd w swoich oświadczeniach zdaje się publicznie mijać z prawdą (mam tu na myśli szereg faktów, od twierdzenia, że odbyły się konsultacje w sprawie ACTA po twierdzenie, że ACTA nie wprowadza niczego, co nie istniałoby już w polskim prawie) jest dopuszczalny i podtrzymuje mandat tego Rządu, na dalsze reprezentowanie obywateli Rzeczpospolitej Polskiej i ich żywotnych interesów?

Trzecie pytanie: co powoduje, że grupa polityków ma tak silny imperatyw podpisania podejrzanego porozumienia międzynarodowego, że ryzykuje całe swoje kariery (łącznie z tym, że nigdy więcej nie zbierze w wyborach wystarczającej liczby głosów, aby nie wypaść z polityki)? Przecież coś w tym ACTA musi być szczególnego, co powoduje, że tak twarda i sprzeczna z opinią wielu środowisk postawa, zostaje określona, jako opłacalna...

Przypomnijmy: ACTA jest paktem międzynarodowym, powołanym do życia na życzenie koncernów medialnych i korporacji, od początku negocjowanym w pełnej tajemnicy - bez jakiejkolwiek kontroli demokratycznej. Pakt ten, zawiera szereg niejasnych, albo jawnie groźnych zapisów, jak choćby legendarny rozdz. II, art 6. ust. 4 o brzmieniu:

Żadne postanowienie niniejszego rozdziału nie może być interpretowane w taki sposób, by nakładało na Stronę wymóg nałożenia na swoich urzędników odpowiedzialności za działania podjęte w związku z wypełnianiem ich urzędowych obowiązków.
... albo ...

rozdz. II, art 11:

Bez uszczerbku dla prawodawstwa Strony dotyczącego przywilejów, ochrony poufności źródeł informacji lub przetwarzania danych osobowych, każda Strona zapewnia swoim organom sądowym, w cywilnych procedurach sądowych dotyczących dochodzenia i egzekwowania praw własności intelektualnej, prawo do nakazania sprawcy naruszenia lub domniemanemu sprawcy naruszenia, na uzasadniony wniosek posiadacza praw, by przekazał posiadaczowi praw lub organom sądowym, przynajmniej dla celów zgromadzenia dowodów, stosowne informacje, zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, będące w posiadaniu lub pod kontrolą sprawcy naruszenia lub domniemanego sprawcy naruszenia. Informacje takie mogą obejmować informacje dotyczące dowolnej osoby zaangażowanej w jakikolwiek aspekt naruszenia lub domniemanego naruszenia oraz dotyczące środków produkcji lub kanałów dystrybucji towarów lub usług stanowiących naruszenie lub domniemane naruszenie, w tym informacje umożliwiające identyfikację osób trzecich, co do których istnieje domniemanie, że są zaangażowane w produkcję i dystrybucję takich towarów lub usług oraz na identyfikację kanałów dystrybucji tych towarów lub usług.

... czy też ...

rozdz. II, art 26, ust 4 o brzmieniu następującym:

Strona może, zgodnie ze swoimi przepisami ustawodawczymi i wykonawczymi, zapewnić swoim właściwym organom prawo do wydania dostawcy usług internetowych nakazu  niezwłocznego ujawnienia posiadaczowi praw informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, którego konto zostało użyte do domniemanego naruszenia, jeśli ten posiadacz praw złożył wystarczające pod względem prawnym roszczenie dotyczące naruszenia praw związanych ze znakami towarowymi, praw autorskich lub pokrewnych i informacje te mają służyć do celów ochrony lub dochodzenia i egzekwowania tych praw. Procedury są stosowane w sposób, który pozwala uniknąć tworzenia barier dla zgodnej z prawem działalności, w tym handlu elektronicznego, oraz, zgodnie z prawodawstwem Strony, zachowuje podstawowe zasady, takie jak wolność słowa, sprawiedliwy proces i prywatność.

... który brzmi, jak jawna kpina (proszę sobie zestawić podkreślone fragmenty tego ustępu) - nasze dane osobowe, mogą zostać udostępnione obcemu podmiotowi komercyjnemu na podstawie jedynie domniemania, że nasze konto (cokolwiek to znaczy) zostało użyte do naruszenia... itd. Czyli nie organom ścigania, nie sądowi, nie Interpolowi.. tylko.. np. koncernowi medialnemu!

Słowem, ktoś złoży na nas złośliwy donos (np. "przychylny" sąsiad) i... stajemy się domniemanym sprawcą, który.. musi przekazać obcemu podmiotowi nie tylko dane o sobie, ale także o osobach trzecich, a także o... szczegółach dotyczących własnej działalności gospodarczej!!!

Podkreślam jeszcze raz - wydawanie tego typu informacji obcym organom ścigania na podstawie jedynie domniemania popełnienia przestępstwa byłoby daleko idącą przesadą, a wydawanie takich informacji obcym podmiotom komercyjnym (bo to one są najczęściej posiadaczami praw, o których tu mowa) uznać można chyba za działanie poza wszelką dopuszczalną praktyką, a nawet działanie na szkodę własnej przedsiębiorczości, która w Polsce jest konstytucyjnie chroniona.

Zapraszam do przemyślenia powyższego, skonfrontowania z doniesieniami mediów z ostatnich dwóch dni i z własnym sumieniem. Zastanówmy się, czy nie doszło tu do przekroczenia elementarnych zasad, na których opiera się obecny ustrój naszego Państwa.

czwartek, 5 stycznia 2012

Trzy grosze: po co jest... SPAM?

Spam - czyli "niechciane wiadomości elektroniczne" - najczęściej e-mail, czasem też SMS lub IM.

Każdy użytkownik Internetu spotyka się z nim prędzej czy później. Większość z nas zwalcza spam w taki czy inny sposób. Ze spamem walczą rozmaite organizacje i firmy, ze spamem walczę użytkownicy sieci. Produkuje się całą masę narzędzi, które służą do rozpoznawania i zwalczania spamu. Powstają organizacje, których celem jest zwalczanie spamu. Rozsyłanie spamu jest w wielu krajach karalne i...  generalnie spam jest ZŁY!

Ale czy ktokolwiek z nas zadaje sobie pytanie: po co jest spam? Do czego on tak naprawdę służy?

Wydaje mi się, że mało kto zadaje sobie to pytanie, bo odpowiedź jest oczywista - spam, to próba najtańszej promocji produktów i usług w sieci, na obraz i podobieństwo zaśmiecania naszych skrzynek pocztowych rozmaitymi ulotkami.

Tak dalece jesteśmy przeświadczeni o słuszności tej wizji, że w zasadzie każdy, zapytany przeze mnie, odpowiedział tak samo - spam to nachalna metoda sprzedaży. Specjaliści zajmujący się bezpieczeństwem w sieci, wspominają jeszcze o rozmaitych atakach, propagujących się za pośrednictwem spamu. Jest to więc tzw. phishing (czyli spreparowane wiadomości, których celem jest wyłudzanie od nas danych osobowych, czy choćby loginów i haseł do konta bankowego), są to wirusy komputerowe, rozpowszechniające się w postaci wiadomości e-mail i załączników do nich, są to rozmaite, internetowe "łańcuszki" - te ostatnie, są zresztą najmniej niebezpieczne.

OK, ale wróćmy do czystego, tradycyjnego spamu. Takie wiadomości kasujemy z pogardą lub wręcz obrzydzeniem. Bo oto ktoś wciska nam Viagrę, Penis Enlargement czy inne świństwo... Inne oferty dotyczą azjatyckich podróbek drogich zegarków, podróbek kosmetyków czy choćby sprzedaży pirackich filmów lub pirackiego oprogramowania (najczęściej firm Adobe i Microsoft). Bardziej wyrafinowane spamy oferują na przykład pośrednictwo w założeniu firmy w Wielkiej Brytanii, fałszywy doktorat lewego uniwersytetu czy konto na Kajmanach.

A teraz pytanie: ilu z Was zareagowało na ofertę ze spamu i kupiło cokolwiek, co było oferowane w ten sposób? Śmiało, nie będę bił ani ujawniał personaliów, no ilu?

Pytacie podejrzliwie do czego zmierzam? Otóż zmierzam do sedna sprawy. Postanowiłem przeprowadzić pewien eksperyment. Wybrałem pewną grupę ofert ze spamów, które nie wyglądały z góry na próbę wyłudzenia danych czy numeru karty kredytowej i postanowiłem (używając oczywiście specjalnie założonego, darmowego konta e-mail) skontaktować się ze sprzedawcami/firmami, które podały swój kontakt w danym spamie. I... No właśnie, zgadnijcie co się stało?

Nic się nie stało. Słowem - albo adresy kontaktowe podawane w spamie od razu okazują się nie działać lub w ogóle nie istnieć, albo.. nikt nie odpowiada na przesłane zapytanie (cały czas mam na myśli prawdziwy, niezamówiony spam, a nie np. wiadomości handlowe polskich firm, na których przesyłanie wyraziliśmy zgodę).

Wiadomo powszechnie, że do rozsyłania spamu używa się najczęściej tzw. botnetów (czyli sieci przejętych przez crackerów, zainfekowanych komputerów, które to sieci można wynająć za odpowiednią opłatą, rzadko kiedy niższą niż grube tysiące USD). Słowem, ktoś naraża się łamiąc prawo, płaci przestępcom za usługę i... wysyła miliony bezwartościowych wiadomości... po co?

To właśnie jest pytanie, z którym chciałem Was dziś pozostawić...