sobota, 6 listopada 2010

Polityka: faszyzm, rasizm... reumatyzm?

O wszelakich fanatyzmach napisano już bardzo wiele, tak wiele, iż mogłoby się wydawać, że pisanie o nich jest całkowicie zbędne.

Jednakże coraz głośniejsza sprawa marszu faszystów w Warszawie, planowanego na dzień Narodowego Święta Niepodległości - 11 listopada - wraz z planowaną przez coraz liczniejsze grono ludzi - kontrmanifestacją, której celem będzie zablokowanie pochodu faszystów, skłoniły mnie do napisania kilku słów na temat wszelakich -izmów na moim blogu.

Większość z nas instynktownie odczuwa, że wszelkie skrajne ugrupowania są czymś nieprawidłowym, stanowią po prostu odchylenie od społecznie akceptowanych norm. Na szczęście większość z nas reaguje prawidłowo - instynktowną niechęcią, odrzuceniem radykalnych poglądów. Niestety najczęściej jednak, na tym etapie pozostajemy, nie zadając sobie elementarnego pytania: dlaczego?!

Dlaczego jakiś człowiek, czy grupa ludzi uważa, że Świat będzie lepszy, jeśli nie będzie w nim innej grupy ludzi? Ludzi o innych przekonaniach politycznych, ludzi wyznających inną religię, ludzi wywodzących z innej grupy etnicznej, czy po prostu mówiących innym językiem, jak to pięknie ujął Julian Tuwim:


"Krupp armatę zrobi
Pod protekcją Boga
I wróg zacznie kropić
W odwiecznego wroga.

Ważne ma powody,
Znane nawet dziecku,
Bo ja klnę po polsku,
A on po niemiecku".

Z czego tak naprawdę biorą się te wszystkie niechęci, prowadzące do nienawiści, a na koniec - jak uczy nas historia - do wielkich tragedii?

Otóż moim, skromnym zdaniem, poparcie dla ruchów, które stawiają sobie za cel dowolną formę dyskryminacji innych ludzi, wynika tylko i wyłącznie z poczucia - najczęściej w pełni uzasadnionego - własnej, niższej wartości.

Skąd bierze się takie poczucie? Otóż bierze się ono z braku umiejętności radzenia sobie z własnymi niepowodzeniami przy jednoczesnym, silnym lenistwie. Osoba, która z takich czy innych przyczyn nie radzi sobie w życiu (brak wykształcenia, słaby charakter, niska dyscyplina umysłu...) odczuwa konieczność ciągłego dowartościowywania się - udowadniania sobie i innym, że jest kimś lepszym, niż w istocie - jest.

Niestety inni ludzie łatwo wyczuwają tego typu, nieszczerą pozę i reagują na nią mniejszym lub większym odrzuceniem pozera, który zaczyna być coraz silniej przekonany o tym, że to świat zewnętrzny atakuje go i krzywdzi. Spirala się nakręca. Im większe odrzucenie - tym większa niechęć do otoczenia i większe przekonanie o własnej, ułudnej wyjątkowości...

Prędzej czy później, niezadowolony niedorajda trafia na podobnych sobie, częstokroć już zintegrowanych dookoła jakiegoś demagoga, który chce upiec własną pieczeń, umiejętnie kierunkując niechęci, fobie i nienawiści większej grupy życiowych nieudaczników.

Tacy nieudacznicy są w rzeczywistości podatni na wszelkie manipulacje - wystarczy szepnąć im do uszka, że tak naprawdę, to oni są lepsi od... tu możemy wstawić kogokolwiek, że jedyną metodą poprawienia swojego losu jest zniszczyć tych, którzy są inni, mają inne poglądy - a więc przeszkadzają samym tym, że istnieją!

Leniwy nieudacznik, nie pomyśli nawet przez moment, że winę za wszelkie swoje niepowodzenia ponosi on sam. Wszak taka świadomość - choć w istocie swej wyzwalająca - nie jest miła, przynajmniej na pierwszy rzut oka. O wiele przyjemniej (wygodniej?) jest uwierzyć, że to jacyś "oni" są odpowiedzialni za nasze niepowodzenia - bo przecież my sami - zazwyczaj - nie mamy sobie wiele do zarzucenia, nieprawdaż?

Prawda jest jednak taka, że nie istnieją skutki - bez przyczyn. Słowem, jeśli coś nie udaje się (w naszej opinii) nam, to w praktyce oznacza to, że to my stworzyliśmy kiedyś przyczynę obecnego niepowodzenia. Słowem zamiast kierować swoją niechęć do innych, powinniśmy zacząć od krytycyzmu wobec siebie.

Wystarczy usiąść sobie cichutko w kąciku, najlepiej samotnie i zadać sobie podstawowe pytanie: jak znalazłem się w takiej sytuacji? Jak do tego doszło, że to czy tamto mi nie wychodzi? Czego mi brakuje, aby osiągnąć cel? Kim jestem i dokąd zmierzam?

Bardzo szybko okaże się, że przyczyny zjawisk, które odczuwamy jako niepowodzenia, leżą w nas samych. Że w praktyce, chcąc poprawić  Świat - musimy zawsze zacząć od poprawiania siebie!

Na początek wystarczy popracować nad samodyscypliną. Zacząć można od czegokolwiek: od tak prostej rzeczy, jak porządne sprzątanie we własnym domu, jak podniesienie swoich kwalifikacji, jak przeczytanie mądrej książki - każda z tych rzeczy może być dobrym początkiem pierwszego dnia, dalszej części naszego życia.

Gdy przyjrzymy się samym sobie z odrobiną krytycyzmu, gdy zaczniemy zauważać, jak wielu, podstawowych spraw w naszym własnym życiu nie potrafimy ogarnąć - okaże się, jak dużo mamy do zrobienia na "własnym podwórku". To proste spostrzeżenie, zacznie samo z siebie, budzić w nas pokorę w miejsce gniewu i nienawiści.

Z czasem okaże się, że doskonalenie samych siebie jest fascynującym procesem, na który nie starcza jednego, ludzkiego żywota... i automatycznie uświadomimy sobie, że zwyczajnie nie mamy czasu (ani ochoty) - czepiać się innych. Oni też - tak samo jak i my - mają jeszcze bardzo wiele do zrobienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz